To, że oni tam
zwyczajnie się opieprzają, to jeszcze żaden powód do krytyki, bo
dopóki nikt się nie topi to nie ma problemu. Każdy wie, że w
Polsce ratownik na początku dnia sprawdza kąpielisko, wywiesza
flagę itd. W Bułgarii przychodzi, a właściwie przychodzą bo na
każdym stanowisku jest dwóch, wywieszają flagę i fajrant. O 8
rano dziwiło nas, że żaden nie wlazł do wody i nie sprawdził
kąpieliska, w sumie po co przecież wiadomo, że ciepła. Jeszcze
bardziej zdziwiliśmy się kiedy pływaliśmy, a ratownicy stali
plecami do wody, ale co zrobić może wyglądaliśmy na dobrych
pływaków. Co więcej tych dwóch, jak i masa napotkanych w
najbliższych dniach pochłonięta była w pracy rozwiązywanie
krzyżówek, sudoku i czytaniem gazet, do rozmowy przez telefon się
nie czepiam bo można patrzeć na wodę. Z obserwacji wynikało, że
przeciętny bułgarski ratownik ma powyżej 50 lat i bardzo przejmuje
się swoją pracą. W końcu woda miała 25-27 °C
to skurczu nikt raczej nie dostanie, morze od razu głębokie się
nie robi, to może i nikt się nie utopi - zwłaszcza w Burgas, gdzie
fal praktycznie brak ze względu na zatokę.
Jednak błędem jest
oceniać ich według własnej miary. Bułgarzy mają inny klimat. W
południe potrzebują sjesty, bo w takim upale to się pracować nie
da! W sobotę i w niedzielę to ciężko znaleźć w Warnie otwarty
kebab albo zapiekanki – tak chcą zarabiać... Za to jak już
wspominałem mogą pić alkohol w miejscach publicznych, mimo iż –
nie rozumiem dlaczego – tego nie czynią. Ponadto podlegają prawu
przyzwalającemu na 0,5 promila w wydychanym powietrzu, dzięki czemu
zmęczony kierowca może bez zmartwienia w upalne popołudnie
schłodzić się zimnym browarkiem.i ruszyć w dalszą drogę. Jak ja im zazdroszczę!
Może i PKB mają o 30 % niższy od nas, bo im się
pracować nie chce, całkiem pustych sklepów z napisem do wynajęcia i gorsze drogi, ale przecież to szczęście jest w życiu
najważniejsze, a oni na wszystko mają czas i na zmartwionych też nie wyglądają! Takie życie nad bułgarskim morzem...
propos relacji PKB do szczęścia - są inne mierniki (mieliśmy rozkminkę na ten temat pewnej nocy w właśnie w Bułgarii):
OdpowiedzUsuńhttp://www.ted.com/talks/lang/pl/chip_conley_measuring_what_makes_life_worthwhile.html
zgadzam się z Coleyem, tylko jak pieniądze szczęścia nie dają, to wolę martwić się w mercedesie niż w autobusie, a tak na poważnie, to też miałem rozkminkę na ten temat alkoholizując się na plaży w Bułgarii z nowo poznanymi ludźmi z bdb sytuowanej klasy średniej, będzie o tym jeden z najbliższych postów, zapraszam
Usuń