niedziela, 26 maja 2013

Jurmala – nadmorski kurort Łotwy




My mamy Hel, Łotysze Jurmalę. I choć warto by było pokusić się o porównanie, to wstyd się przyznać, ale na Helu jeszcze nie byłem i mogę się tylko zobowiązać, że będę. Z informacji oczywistych wiem tylko, że Jurmala położona jest na półwyspie pomiędzy rzeką Lelupą, a Zatoką Ryską. Czyli nie taki klasyczny cypel, ale zawsze. Miasto – duże słowo – dziś ma około 55 tysięcy mieszkańców, ale ze względu na położenie i historię urbanizacji – również duże słowo – wygląda bardzo zaściankowo. Teren ten od lat znany był z walorów uzdrowiskowych. Szerokość półwyspu reguluje koryto rzeki sprawiając, że waha się od kilkuset metrów do kilku kilometrów.

jak widać mitologie lubią historię o herosie walczącym z potworem, któremu w miejsce odciętej głowy odrastają dwie
ozdoby po Wielkanocy jeszcze nie zniknęły, szczególnie, że prawosławna pascha ma 2 tygodnie poślizgu




Odzwierciedleniem takich warunków było powstawanie licznych, ale luźno rozrzuconych osiedli-uzdrowisk. Pierwszą falę rekonwalescentów uzdrowiska Rygi (bo administracyjnie nazwa Jurmala funkcjonuje dopiero od 1959 roku) przyjęły po wyprawie Napoleona na Moskwę w 1812, by z czasem stać się popularnym kurortem wśród turystów i oficjeli radzieckich. Chruszczow i Breżniew też tam bawili. Dziś jadąc podmiejskim pociągiem Ryga – Jurmala widzimy jak w lesie wyrąbywano co kilometr lub dwa kolejne miejsca na hotele. Układ stacji (zalecam pominięcie wersu): Zasulauks, Depo, Zolitude, Imanta, Babite, Lielupe, Bulduri, Dzintari, Majori, Priedame, Dubulti, Jaundubulti, Pumpuri, Melluži odzwierciedla rozwój Jurmali. Na półwyspie znajdują się głównie drewniane domki i hotele pasujące stylem do otaczających lasów, rzeki i morza. Spośród niech, szczególnie w Majori sporo jest secesji przylegającej do nadmorskiego deptaku. Pełno knajp i innych punktów gastronomicznych, za to brak wielkich betonowych inwestycji (wyłączając jedno postsowieckie dzieło architektury przy plaży tj. Baltic Beach Hotel & SPA Luxury i niewielkie osiedle z wielkiej płyty w schowane gdzieś w lesie jednego z osiedli) oraz Macdonaldów, przez co miejsce zachowuje swój urok. 


dawniej fabryka, dziś hotel
Symbolem miasta jest żółw – nie wiem czemu – nie występuje tam w naturalnym środowisku. 





Za nadmorskimi spędami nie przepadam, ale pobyt na jurmalskich plażach okazał się bardzo chilloutowy. Uzdrowisko w samej rzeczy, na pięknej plaży, przy morskiej bryzie, ciepłym słońcu i z piwkiem w ręku leczyliśmy kaca po ryskich imprezach nucąc „Perfect day” Lou Reed'a. To był idealny dzień.


w tle wspomniany hotel bałtycki, z zewnątrz tak brzydki, że nie mam żadnego zdjęcia postsowieckiego przybytku w całości

niedziela, 12 maja 2013

ŁOTWA, TRAIN FACE CZYLI KONTROLERZY KONTROLERÓW.


Drugi dzień imprezowania i zwiedzania Rygi. Razem z Blanką – Hiszpanką pracującą w Rydze u której miałem okazję gościć - zjeżdżamy zewnętrzną windą z 27 piętra hotelu Radisson w centrum miasta. Od razu wyjaśnię, że na przedostatnim piętrze jest droga i modna knajpa Skyline z widokiem na panoramę miasta i o ile nawet wstęp do owego wyszynku jest płatny, to windą z widokiem można do woli jeździć za darmo.
Do windy dosiadają się kolejne osoby w tym jedna para. Sympatyczną i uśmiechniętą blondynkę pytam:
  • Przepraszam, skąd jesteś?
  • Jestem miejscowa.
  • Dziwne, zapytałem, bo się uśmiechasz, a ludzie tutaj tego nie robią
  • tak wiem, może dlatego, że kilka lat mieszkałam w Stanach.......

Pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę jadąc pociągiem z Rygi do Jurmali – gdzie mieszkała Blanka to to, że ludzie w pociągu z sobą nie rozmawiają. Czekają na pociąg, palą, wsiadają i jest absolutna cisza. Wszyscy smutni, zawieszeni w czasoprzestrzeni, co bardziej rozrywkowa młodzież ma słuchawki na uszach i to w zasadzie byłby szczyt rozrywek w komunikacji miejskiej.
Na każde dwa wagony jest jeden konduktor, nawet w każdym wagonie jest podpisane dla niego miejsce. Kontroler po sprawdzeniu biletu zapisuje sobie skąd dokąd jedziesz, żeby tylko nie przejechać przystanku na gapę! Sporym utrudnieniem dla nich byłaby swoista roszada pasażerów, ale miejscowi tego nie robią, a turyści – jak ja - są łatwo rozpoznawalni. I to nie tylko kwestia plecaka.
Do tego na każdy pociąg jest kontrola ogólna, która sprawdza, czy niżsi szczeblem koledzy których rewirem są dwa wagony, kogoś nie pominęli. W roli kontrolerów dwuwagonowych są kobiety, zaś pociągowych panowie. Wszyscy charakteryzują się absolutnym brakiem humoru i języków obcych poza rosyjskim, którego z historycznych względów niechętnie używają.
Podczas jednego z takich przejazdów spotkaliśmy z Blanką jej znajomych – inną Hiszpankę i jej łotewskie towarzystwo które z racji bycia globtroterami – hipisami w kanon statystycznego Łotysza się nie wpisywało. Zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się, każdy miał alkohol, więc po kilku minutach było jasne, że wieczorem jedziemy do nich na imprezę. Po chwili przyszła pani kontroler z absolutnym brakiem humoru i zmarszczek mimicznych wskazujących na to, że kiedykolwiek się śmiała. Zrobiła tzw. „train face” – kamienna twarz to chyba właściwy frazeologizm w j. polskim - i po łotewsku zaczęła się odgrażać, że to jest pociąg łotewski i tu się śmiać się nie wolno! Poznani Łotysze przetłumaczyli o co chodzi, wybuchł śmiech. Ona dalej z „train face” - nawet złości nie było znać - powtarzała jak katarynka to samo. Kulminacją wypadków w pociągu było, gdy o pomoc zwruciła się do kontroli ogólnopociągowej. Panowie również poinstruowali nas, że w łotewskich pociągach śmiech i rozmowy są zabronione, a spożywanie alkoholu podlega poważnym konsekwencjom prawnym. Jeszcze większy wybuch śmiechu został skomentowany z kamiennym wyrazem twarzy i bez żadnych emocji tym, że jesteśmy na niższym poziomie intelektualnym i kulturowym. To jest definicja „train face”! Najlepiej zobaczyć na własne oczy.
Nie wiem skąd u Łotyszów takie poczucie humoru.
Za to nie od dziś wiadomo, że za Rosjanami nie przepadają, a jest ich tam całkiem sporo, bo prawie 27 % społeczeństwa, tj. nieco ponad pół miliona. Towarzysze ze wschodu nie asymilują się, raczej nie uczą j. łotewskiego i po prostu tam żyją, bo zostali po ZSRR. Zeszłoroczne referendum doskonale pokazuje jak bardzo Łotysze pragną obecności Rosjan. 25 % społeczeństwa odpowiedziało się za uznaniem języka rosyjskiego za urzędowy. Widać „za” głosowali sami Rosjanie, i to nie wszyscy.
No nie do końca – a szkoda, bo to mogła być dobra puenta - przecież tylko pełnoletni uprawnieni byli do głosowania. Choć to i tak nie zmienia ogólnego obrazu relacji Łotysze – Rosjanie.

Na miejscu usłyszałem od innych obcokrajowców anegdotę o Łotyszach.
  • Damian, wiesz dlaczego Łotysze na ulicy się do siebie nie uśmiechają?
  • Nie wiem.
  • Bo, jakby to robili to przez przypadek mogliby uśmiechać się do Rosjanina.

Ryga, piękne miasto z ciekawą historią i architekturą, ale o tym jest w każdym przewodniku i książce do historii.
 

targ rybny, niby nic niezwykłego, a suszone ryby jak kwiatki w wazonie

Pomnik Wolności - ciekawa historia budowy i symbolika (warto przeczytać o tym przed wizytą)


Dom Bractwa Czarnogłowych - niestety to rekonstrukcja, bo oryginał nie przetrwał wojny

Uliczki ryskie - idealna scenografia do filmów kostiumowych

bardzo wiekowa knajpa - ceny są równie wysokie jak wiek

Trzej Bracia - sztandarowy punkt wycieczek - po prawej najstarszy budynek mieszkalny w Rydze              (XV w.); pozostali bracia są z XVII wieku, obecnie mieści się tu Muzeum Architektury Łotwy. )

Blanka - wspomniana w poście koleżanka

27 piętro hotelu Radisson - nawet Pałac Kultury i Nauki widać :) - z dotychczas oglądanych darów narodu radzieckiego dla bratnich towarzyszy, ten w Warszawie wypada najlepiej
 P.S.
Dom kotów specjalnie pominąłem.