niedziela, 23 września 2012

Jeździsz w Tatry, czy do Zakopanego?

Nie, to nie to samo! Jeżeli uważasz inaczej, to tak, czy inaczej jeździsz do Zakopanego. Stolica zadeptanych Tatr, gdzie zobaczymy wszystkich i wszystko. Począwszy od lipnych pamiątek made in China w ogóle nie związanych tematyką z polskimi, z jakimikolwiek górami, przez ludność w pasiastych uniformach a na wsi tańczącej i śpiewającej skończywszy.
Niegdyś amatorzy górskich wędrówek pozdrawiali się na tatrzańskim szlaku, można było powiedzieć i odpowiedzieć cześć nawet osobie starszej, bo tu szacunkiem było wyjście w góry według tej samej filozofii umiłowania gór. Dziś za sprawą wyciągu mamy pizze Dominium i szpilki na Kasprowym, za sprawą krzyża na Giewoncie mamy chmary ambitniejszych, którzy i które wchodzą tam w trampkach z różowymi plecakami szkolnymi i przeprowadzają wideorozmowy przez telefony 3G ze znajomymi. Jakiego wyczynu oni nie dokonali, jak tu wysoko i strasznie. Następnie jesteśmy skazani na żale i jęki przy schodzeniu po łańcuchach tych pseudo taterników blokujących szlak o poziomie nieskomplikowanym dla wysportowanego dziecka z podstawówki. Szczytem wszystkiego jest jak dzwonią po śmigłowiec TOPR, bo zleść nie mogą! Dobrze, że teraz toprowcy wystawiają takim rachunek, a media o tym mówią. Może część z nich się rozmyśli przed wyjściem w góry. Wśród nich są wszyscy począwszy od licealistek, przez ekspedientki, konsultantki na doradcach i managerach skończywszy. Panny i kawalerowie, matki, żony, mężowie i ojcowie. Jak idą do Morskiego Oka (club na Krupówkach), to się odpowiednio przygotują. Ubiorą jak na balet w czyste i modne ciuchy, umyją i wyperfumują. Jednak brak umiejętności elementarnego myślenia nie pozwala dojść do wniosku, że w nowe miejsce też się trzeba przygotować. Te blisko 2000 m. n.p.m. to dość wysoko i pogoda się zmienia, że wyleść nie tak łatwo jeśli największym wysiłkiem na co dzień, jest droga z domu na parking albo na przystanek. Już wiem dlaczego od kandydatów na wolne stanowisko wymagają 2 lat doświadczenia. I spotykasz tych wszystkich na własną rękę upośledzonych fizycznie. Gór się odechciewa.
Nadzieją pozostają szlaki pomiędzy górami, Czerwone Wierchy, bo wejście na więcej niż jedną górę dziennie jest poza zasięgiem fizycznym statystycznego turysty z Zakopanego, Orla Perć, bo kilka godzin przy łańcuchach i drabinkach wywołuje u nich na samą myśl dreszcze, torsje i defekacje. I na tych szlakach usłyszymy zawsze: cześć, dzień dobry, albo słowackie dobry dzień. Oni jeżdżą w Tatry, nie do Zakopanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz