Nie, to nie to samo!
Jeżeli uważasz inaczej, to tak, czy inaczej jeździsz do
Zakopanego. Stolica zadeptanych Tatr, gdzie zobaczymy wszystkich i
wszystko. Począwszy od lipnych pamiątek made in China w ogóle nie
związanych tematyką z polskimi, z jakimikolwiek górami, przez
ludność w pasiastych uniformach a na wsi tańczącej i śpiewającej
skończywszy.
Niegdyś amatorzy
górskich wędrówek pozdrawiali się na tatrzańskim szlaku, można
było powiedzieć i odpowiedzieć cześć nawet osobie starszej, bo
tu szacunkiem było wyjście w góry według tej samej filozofii
umiłowania gór. Dziś za sprawą wyciągu mamy pizze Dominium i
szpilki na Kasprowym, za sprawą krzyża na Giewoncie mamy chmary
ambitniejszych, którzy i które wchodzą tam w trampkach z różowymi
plecakami szkolnymi i przeprowadzają wideorozmowy przez telefony 3G
ze znajomymi. Jakiego wyczynu oni nie dokonali, jak tu wysoko i
strasznie. Następnie jesteśmy skazani na żale i jęki przy
schodzeniu po łańcuchach tych pseudo taterników blokujących szlak
o poziomie nieskomplikowanym dla wysportowanego dziecka z
podstawówki. Szczytem wszystkiego jest jak dzwonią po śmigłowiec
TOPR, bo zleść nie mogą! Dobrze, że teraz toprowcy wystawiają
takim rachunek, a media o tym mówią. Może część z nich się
rozmyśli przed wyjściem w góry. Wśród nich są wszyscy począwszy
od licealistek, przez ekspedientki, konsultantki na doradcach i
managerach skończywszy. Panny i kawalerowie, matki, żony, mężowie i ojcowie. Jak idą
do Morskiego Oka (club na Krupówkach), to się odpowiednio
przygotują. Ubiorą jak na balet w czyste i modne ciuchy, umyją i
wyperfumują. Jednak brak umiejętności elementarnego myślenia nie
pozwala dojść do wniosku, że w nowe miejsce też się trzeba
przygotować. Te blisko 2000 m. n.p.m. to dość wysoko i pogoda się
zmienia, że wyleść nie tak łatwo jeśli największym wysiłkiem
na co dzień, jest droga z domu na parking albo na przystanek. Już
wiem dlaczego od kandydatów na wolne stanowisko wymagają 2 lat
doświadczenia. I spotykasz tych wszystkich na własną rękę
upośledzonych fizycznie. Gór się odechciewa.
Nadzieją pozostają
szlaki pomiędzy górami, Czerwone Wierchy, bo wejście na więcej
niż jedną górę dziennie jest poza zasięgiem fizycznym
statystycznego turysty z Zakopanego, Orla Perć, bo kilka godzin przy
łańcuchach i drabinkach wywołuje u nich na samą myśl dreszcze,
torsje i defekacje. I na tych szlakach usłyszymy zawsze: cześć,
dzień dobry, albo słowackie dobry dzień. Oni jeżdżą w Tatry,
nie do Zakopanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz