wtorek, 10 września 2013

Katar-społeczeństwo


Minął pierwszy dzień. Przyjechaliśmy taksówką z lotniska, byliśmy w dwóch hotelach, 3 knajpach, zainstalowaliśmy się w nowym miejscu pracy, a z Katarczyków, to widzieliśmy tylko celników na biało ubranych, wbijających wizę do paszportu. Zaskoczenie nie było, aż tak duże, bo ciocia Wikipedia przed wyjazdem powiedziała, że Katarczycy stanowią jedynie 15% społeczeństwa, podczas gdy pozostali to emigranci. Spacerując po ulicach Doha mamy do czynienia z niezwykłą mieszanką kulturową. Rozmaita garderoba i kolory skór, wcześniej takiego czegoś nie widziałem. Żeby lepiej to zwizualizować podam udział pozostałych mieszkańców Kataru według tegorocznych danych. Inne narodowości arabskie 13 %, Hindusi 24 %, Nepal 16 %, Filipiny 11%, Sri Lanka 5%, Bangladesz 5%, Pakistan 4%, pozostałe nacje 7%. Cechy wspólne? Prawie wszyscy z Azji i wszyscy mieli do czynienia w domu z angielskim. Hindusi za sprawą Indii Brytyjskich, Pakistan i Bangladesz również swojego czasu wchodziły w ich skład. Sri Lanka także była zależna od Wielkiej Brytanii, a Filipiny zostały tak wyzwolone przez USA spod wpływów hiszpańskich, że Waszyngton zastąpił Madryt. Pozostaje jeszcze Nepal, gdzie zjeżdżający się z całego świata himalaiści komunikują się z miejscowymi po angielsku. Sprawa dla gości z Europy wydawać się może dość komfortowa. Jeżeli myślicie, że Rajesh Koothrappali, mówi śmiesznie, ale wyraźnie, to rzeczywiście tak jest, problem jest tego typu, że mało kto tak dobrze mówi. Rozmawiasz z Bangladeskim taksówkarzem, za chwilę z Hindusem w spożywczym i z rzeźnikiem z Sudanu, z wszystkimi po angielsku, którego nauczyli się w domu, w dawnych koloniach brytyjskich. Przy czym ten język ewoluował już tam na miejscu. Czasami zastanawiałem się czy to nadal jest angielski.
Sama mozaika kultur i religii nie jest niczym złym. Wszystko bardzo sprawnie funkcjonuje w ramach prawa katarskiego w którym nadal za kradzież obcina się rękę, a za obrazę emira, czy religii baty i więzienie. Wobec tego przestępczość praktycznie nie występuje, z wyjątkiem funkcjonujących w wysokich strefach korupcji i nepotyzmu o których krążą już legendy wśród biznesmenów i przedsiębiorców którzy przyjechali w interesach. Złym w demografii Kataru jest to, że postępuje ona niezwykle gwałtownie. W 1970 roku Katar liczył 111 tysięcy mieszkańców, w 1986 roku 389 tysięcy, a w tym roku 1,9 miliona mieszkańców. Nie jest to sprawa dodatniego przyrostu, naturalnego, lecz ogromnej migracji. Za chlebem przyjeżdżają głównie mężczyźni i wysyłają pieniądze do swoich domów. Powody? Po pierwsze ze względu na to, że Katar bardzo szybko się rozwija - wszędzie po horyzont widzimy dźwigi budowlane – potrzeba robotników. Po drugie kobiecie znaczniej trudniej znaleźć pracę w islamskim kraju, zwłaszcza jeśli sama jest muzułmanką. Po prostu jest to źle widziane przez tą kulturę. Efekt ¾ społeczeństwa Kataru to mężczyźni! Chyba najbardziej zmaskulinizowane miejsce na Ziemi, w kraju, gdzie alkohol, pornografia i prostytucja są prawnie zabronione! I weź tu żyj! Się na czymś wyżyj, wyładuj emocje! Sprawa alkoholu może nie jest dla większości emigrantów problemem, bo jeśli są muzułmanami to nie piją, no chyba, że ci bardziej postępowi, to po zmroku jak Allah nie widzi. Hindusi pić mogą, ale jakoś tego na świecie specjalnie nie uskuteczniają. Inni, też jakoś specjalnie w palnik nie dają jeśli odwiedzają na przykład Europę.
Jak sobie radzą? Chyba szczęście i spełnienie odnajdują w pracy. Robią to niezwykle chętnie i wręcz służalczo, choć nie zawsze im to wychodzi. W zasadzie jeśli chodzi o kwestie techniczne, to nigdy im nie wychodzi, stąd nasz kontrakt w Katarze, ale o tym kiedy indziej. Między naszym miejscem pracy a wspomnianym wcześniej La Cigale funkcjonował niewielki sklep ze wszystkim. Powierzchnia około 100 m2, jedno piętro na rogu przecznicy – niemal na każdym rogu był taki sklep. Sklep bardzo wielobranżowy, po naszemu mydło i powidło. Można było kupić wszystkie artykuły spożywcze (z wyjątkiem alkoholu), garderobę, buty, podstawowy sprzęt sportowy, drobne RTV i AGD, do tego młotki, szpachle, wkręty bez kołków, radioodbiorniki samochodowe na kasety i wiele innych, których nie sposób wymienić.
Jak wyglądały zakupy? Wchodzę i mówią dzień dobry, idę między regały, wybieram artykuły, zaczyna brakować mi miejsca w rękach, podbiega Hindus i mi to zabiera, idę dalej, sytuacja się powtarza, tyle że zakupy zabiera mi pracownik innego działu. Idę jeszcze po ….cole, nie po piwo, a następnie do kasy. Moje zakupy są ładnie spakowane i czekają na mnie poza kolejką. Kasjer dolicza colę, za wszystko płacę i dziękuję, otwierają mi drzwi i zapraszają ponownie. A to wszystko dlatego, że jestem biały! Azjaci takiej obsługi nie mają, poza ubranymi w dżalabije (prześcieradła) Katarczykami. Powiem, że przywykłem.
Podobne sytuacje miały miejsce w wielu innych sklepach, zwłaszcza budowlanych. Aha w Katarze nie ma marketów budowlanych, gdybym miał kilka milionów to otworzyłbym taki market. Za to są ulice, czasem wręcz dzielnice budowlane. Na jednym stoisku lub w sklepie kupimy farby, na innych cement, na jeszcze innych części elektryczne. Jak to wygląda, mówisz czego potrzebujesz i pracownicy to przynoszą, bo zazwyczaj nie ma tego na widoku,oglądasz, podają cenę, bo nie jest naklejona, następnie trzeba stargować 20-40 % i powiedzieć, biorę. Biegają wokół, pakują i zanoszą do samochodu, nie pozwolą nawet małej siatki wynieść klientowi ze sklepu do samochodu. A co jeśli nie mają tego o co prosisz? Bywa, że pobiegną, albo pojadą rowerem do innego magazynu, albo do sklepu z którym współpracują i już mają. Taka obsługa.
Dlatego przechadzając się po ulicach Dohy – stolicy w której mieszka niemal cała populacja państwa, człowiek widzi prawie samych mężczyzn. Kobiety jeśli są muzułmańskie to ich nie widać zza burek. Zaś Europejki i Azjatki ubierające się nazwijmy to - normalnie, jak u nas, przykuwały zawsze naszą uwagę. Nie jest tu kwestią, że musiały być piękne i uśmiechnięte. Nie, po prostu wyglądały normalnie! Są też wyjątki. Hotelowe plaże i kluby – drogie, ale z alkoholem oraz zabytkowy Souq Waqif – bazar z iście arabskim klimatem – pełnił rolę centrum życia towarzyskiego miasta. Bazar na którym więcej niż kupców i klientów było restauratorów i amatorów kebaba z sziszą. Do tego wiele drogich hoteli w których przebywały Europejki. W efekcie, to było jedyne miejsce publiczne – poza hotelami, gdzie permanentnie było na czym oko zawiesić. Smutne, ale prawdziwe.
Katarczycy z Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz