Drogę
z Tallina do Helsinek zdecydowałem pokonać promem. W sumie była to
najtańsza opcja. A że dotychczas nie płynąłem promem
pełnomorskim to wybór wydawał się oczywisty. Bilet kosztował 28
euro, a po wmówieniu kasjerce, że jestem studentem i mam nie więcej
niż 26 lat całe 5 euro mniej.
mój kurs |
zapowiedziany na tablicy prom Finlandia linii Eckero |
Po
przybyciu do Tallina pierwsze co zobaczyłem – poza wieżą
telewizyjną – to flota promów przyklejonych do terminali. Tir
którym przyjechałem z Rygi miał się właśnie okrętować na prom
do Helsinek. Ogromne, żelazne bryły. Jak się potem okazało jakieś
25 metrów szerokości, 160 metrów długości i 9 pokładów. Tir za
tirem wjeżdżają na pokład, jeden za drugim, gdzie to się
mieści?! Pełne zrozumienie przyszło kolejnego wieczoru kiedy
przyszedł czas na mój boarding. Jestem na miejscu w terminalu
pasażerskim 2 godziny przed wypłynięciem z portu. Po drodze
mijałem kolejkę dla tirów i samochodów osobowych. O ile pierwsza
mnie nie dziwi, to ta druga jest dość specyficzna. Głównie Volvo,
Saaby, ale i inne skandynawskie, zwłaszcza z nadwoziem combi,
zapakowane po dach alkoholem, mięsem i słodyczami.
Port jest
wypełniony knajpami, sklepami i marketami specjalnie dla Finów. Tam
znajdują 3 razy tańsze żarcie i picie niż u siebie w kraju. W
terminalu pasażerskim analogiczna sytuacja. Ludzie z torbami,
plecakami i wózkami na zakupy – takie wózeczki z dwoma kółkami
z jakimi w Polsce starsze panie zwykły chodzić na bazar. Wszystko
załadowane wódą i piwem. Na miejscu dowiedziałem, że to się
nazywa „Tallin trip” - popłynąć, najeść się, napić i
wrócić z zapasami na kolejny tydzień lub dwa. Wszystko przypomina
ruch graniczny między Ukrainą, a Polską. Różnica jest taka, że
nie jest to źródło dochodu tych ludzi, a sam proceder na tą skalę
jest legalny. Zresztą Finowie są bardzo prawowici. Raczej nie byłem
w wielu miejscach w których czół bym się tak bezpiecznie.
Wracając
do samych promów. Pierwsze trzy pokłady zajmują tiry, kolejne dwa
osobówki. Na szóstym jest supermarket, a na kolejnych dwóch kabiny
pasażerskie. Ósmy pokład to jedno wielkie centrum rozrywki. Kluby
z muzyką disco, knajpy, bary, kasyna, scena z muzyką na żywo,
gdzie przez 2,5 godziny trwania rejsu cały czas zmieniają się
wykonawcy, a publiczność w średnim wieku 40 – 50 lat szaleje na
dancefloorze przy fińskich odpowiednikach Krzysztofa Krawczyka albo
Ireny Santor. Wokół chodzą kelnerki, podają drinki i piwo. Ceny
jak dla mnie zawrotne. Dla Finów jest tanio. Już w połowie rejsu
niemal wszyscy dobrze wcięci.
danceflour - jak widać jeszcze przez odbiciem odportu |
w Finlandii takie automaty są wszędzie, na promie oprócz kasyna znaleźć je można w każdym wolnym miejscu |
Może to nie prom do Szwecji, ale skojarzenie było jednoznaczne: "już na promie drinki i żarcie za darmo i non stop......" |
W
jednym z wygodnych foteli na kilkanaście minut przycinam drzemkę.
Budzi mnie jakiś metaliczny, głuchy podźwięk. Budzę się i widzę
kobietę koło 60-tki leżącą na ziemi, trzymającą się za głowę,
a obok wywrócony metalowy kosz słusznych gabarytów. Mimo że
miałem jakieś 15 metrów do miejsca w którym leżała, a sam byłem
dość ospały i się nie śpieszyłem, to nikt przede mną do niej
nie podszedł. Zapytałem czy wszystko dobrze, pomogłem wstać i
tyle. Owa pani wywróciła się, bo była okrutnie napierdolona. Na
promie w ogóle nie bujało, po prostu przegrała z grawitacją. Po
wszystkim zastanawiałem się tylko, czy ja jej pomogłem, bo nie
widziałem w odróżnieniu od pozostałych jaka jest pijana, czy tam
taka znieczulica panuje. Po tygodniowej autopsji w Finlandii okazało
się, że druga opcja jest bardziej trafna. W każdym razie po chwili
starsza pani podeszła i podziękowała mi, a następnie ruszyła do
baru po kolejnego drinka.
Jest
jeszcze dziewiąty pokład, tzw. sundeck, poza walorami widokowymi i
barem w miesiącach letnich funkcjonuje tam basem. Większa
powierzchnia tego pokładu jest osłonięta szybami, poza nimi piździ
niemiłosiernie!
Co
do widoków z promu to dość spektakularnie – na tyle by zrobić
zdjęcie – wygląda minięcie z innym promem, niewielkie wysepki u
brzegu Helsinek z małymi fińskim, drewnianymi, czerwonymi domkami i
saunami nieopodal, oraz manewr zawijania do portu w Helsinkach.
Jako
puentę promowej podróży dodam fakt, iż pierwszą istotą z jaką
miałem kontakt po wyjściu na ląd w krainie Muminków był słowacki
cygan próbujący sprzedać mi lornetkę. Bo są rzeczy, które nigdy
i nigdzie się nie zmienią...