sobota, 13 października 2012

Zaduszki w cerkiewnym klimacie

Na samym krańcu Polski, tuż przy granicy z Ukrainą, wśród pól i nielicznych domostw wiedzie szlak dawnych cerkwi grekokatolickich. Tam czas płynie wolniej.

Wycieczkę w tamte rejony zaproponowali koledzy. Na dzień przed wyjazdem zadzwonili i powiedzieli „Jedziemy do Wyżłowa!” - Tak, a gdzie to jest? - Na końcu Polski - To jadę”. Niestety, koledzy wiedzieli tylko gdzie chcą jechać i co zobaczyć. Celem miała być blisko 100 letnia cerkiew, w dodatku nie dawno zrabowana i zniszczona o czym dowiedzieli się z TV. Krótkie poszukiwania informacji na temat ich celu i okolic okazały się dość zaskakujące. Wydawało się, że będzie co zobaczyć. Na zwiedzanie pozostałych cerkwi dali się namówić, równie łatwo jak ja na sam wyjazd. W kwestii terminu, to żeby wszystkim pasowało musieliśmy wyjechać za kilka godzin. I tak 2 listopada około 4 nad ranem w stolicy rozpoczęliśmy roadtrip.
Podróż mijała szybko mimo wiekowego samochodu którym się poruszaliśmy. Pierwszy postój zrobiliśmy sobie na śniadanie i tankowanie w Krasnymstawie. Dalej na Hrubieszów, do cerkwi z największą ilością kopuł w Polsce. Po drodze zatrzymaliśmy się w Bończy. Mała wieś której nie mieliśmy w planach. Naszą uwagę przykuła odnowiona cerkiew z połowy XIX wieku. Piękna budowla, wokół cisza i spokój, w przeciwieństwie do atmosfery panującej po drugiej stronie ulicy pod kościołem. Następnie dojechaliśmy do wspomnianego Hrubieszowa. Cerkiew robi pozytywne wrażenie. Cieszymy się, że jest w remoncie i wróci do lat świetności, ale nie ma już tego klimatu, co cerkiew w Bończy. Brak ciszy i przestrzeni, tu oprócz drzew świątyni sąsiadują bloki z wielkiej płyty. 

Bończa
Kontynuujemy podróż na Dołhobyczów. Po drodze przypadkowo zatrzymujemy się w Czerniczynie pod kościołem z 1870 roku. Najpierw była to cerkiew unicka, następnie prawosławna, zaś obecnie służy za kościół katolicki. Z tamtego miejsca szczególnie w naszej pamięci zapadł plakat na tablicy ogłoszeń parafialnych. „Czy Twoje sumienie jest dla Ciebie ważne? Nie przemycaj to przestępstwo i grzech”. Po kilku wizytach na Ukrainie i obserwacji życia codziennego przygranicznych mieszkańców nawet mnie to nie dziwi, jedynie przywraca wspomnienia pieszego przekraczania granicy w tłumie mrówek. 

Czerniczyn
  Dojeżdżając do Dołhobyczowa mijamy patrole straży granicznej. Odpowiedź na pytanie o drogę do cerkwi słyszymy od pięknie zaciągającego starszego pana spod sklepu. Usytuowana na wzgórzu w pewnej odległości od domów i sklepów w miasteczku, 100 letnia cerkiew daje bardzo majestatyczne wrażenie. Co więcej jest świeżo po zakończonym w 2010 remoncie za blisko 2 mln euro, jej kopuły bardzo efektownie odbijają promienie słoneczne. 

Dołhobyczów
Kolejna na naszej trasie jest dawna cerkiew w Dłużniowie. Usytuowana na wzniesieniu pośród starych drzew. Otoczona rozsypującym się murkiem w towarzystwie wolno-stojącej dzwonnicy. Wybudowana w 1882 roku jako cerkiew grekokatolicka, jedna z największych i najwyższych drewnianych cerkwi w Polsce. To pieniądze na odbudowę dotarły nieco później, ale tabliczka informująca o trwających robotach budowlanych daje nadzieję na rychłe zobaczenie obiektu w pełnej okazałości. 

Dłużniów
wspomniana dzwonnica
Za cerkwią w Dłużniowie kończy się droga asfaltowa. Miejscowi wskazują na kilkukilometrową drogę polną jako najbliższą do Mycowa – gdzie znajduje się przedostatnia cerkiew na naszej drodze. Mijamy ludzi z wieńcami i zniczami - w końcu Zaduszki. Nieco zmartwieni drogą mocno rozjeżdżoną przez traktory, pytamy czy się da dojechać. „Panie w zeszłym roku to nie przejechaliśmy”. My nie damy rady? Kontynuowaliśmy w żółwim tempie, tak że zza drzew dostrzegłem jakąś kopułę.
Przeliśmy przez pole, przeskoczyliśmy strumień i przedarliśmy się przez kilkadziesiąt metrów lasu. Naszym oczom ukazała się secesyjna kaplica grobowa Hulimków w Mycowie. Położona jest malowniczo w lesie, w towarzystwie małego cmentarza z inskrypcjami nagrobnymi wykonanymi po części cyrylicą, po części rodzimym alfabetem. Po drodze wychodząc z tego cmentarza, tym razem wydeptaną ścieżką, spotkaliśmy ludzi których pytaliśmy o przejezdność drogi. Przypadkowe znalezienie kaplicy to zdecydowanie najlepsza niespodzianka podczas całej wycieczki. 

Za zakrętem na wzniesieniu dotarliśmy do cerkwi w Mycowie. Również z drewna, wybudowana w 1859 roku dla obrządku grekokatolickiego. Wrażenie niemal jak z westernu sprawiają zniszczone czasem groby na parafialnym cmentarzu, a raczej tym co z niego pozostało.
Wreszcie docieramy do Wyżłowa. Ze wzniesienia na której położona jest cerkiew i cmentarz parafialny widać lśniący dach oddalonej około 2 km cerkwi w Mycowie. Jak już wcześniej wspomniałem niestety cerkiew została okradziona, przez co ją zamknięto. Podczas naszej wizyty nawet jedne z drzwi były jeszcze wyłamane co pozwoliło nam zajrzeć do zrujnowanego wnętrza.
Nie więcej niż 200-300 metrów za cerkwią przebiega granica polsko-ukraińska wyznaczona zaoranym pasem ziemi i słupami granicznymi przy którym robimy pamiątkowe zdjęcie. 
Wyżłów

Po drodze oglądamy jeszcze dawną cerkiew w Chłopiatowie, w prawdzie ładna, drewniana, ale to nie to, bo w sąsiedztwie domów i sklepu, bez wzgórza i starych drzew.
Wyjazd kończymy w jednym z gospodarstw agroturystycznych położonym kilkadziesiąt kilometrów na północ nad zakolami Bugu. Popijając zimne piwko przy ognisku wspominamy miniony dzień. Ten klimat cerkwi, pewną duchowość, czy też rodzaj magii, szczególnie pod tymi starszymi, drewnianymi z równie wiekowymi cmentarzami, gdzie się czas zatrzymał, albo biegnie jakoś wolniej. I ta niezmącona cisza dochodząca z wyludnionych wsi, z których wszyscy młodzi już dawno za pracą wyjechali, a starsi ...też odchodzą. I wszystko wskazuje na to, że za 20 lat będzie tam jeszcze ciszej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz