Na samym krańcu
Polski, tuż przy granicy z Ukrainą, wśród pól i nielicznych
domostw wiedzie szlak dawnych cerkwi grekokatolickich. Tam czas
płynie wolniej.
Wycieczkę w tamte
rejony zaproponowali koledzy. Na dzień przed wyjazdem zadzwonili i
powiedzieli „Jedziemy do Wyżłowa!” - Tak, a gdzie to jest? - Na
końcu Polski - To jadę”. Niestety, koledzy wiedzieli tylko gdzie
chcą jechać i co zobaczyć. Celem miała być blisko 100 letnia
cerkiew, w dodatku nie dawno zrabowana i zniszczona o czym
dowiedzieli się z TV. Krótkie poszukiwania informacji na temat ich
celu i okolic okazały się dość zaskakujące. Wydawało się, że
będzie co zobaczyć. Na zwiedzanie pozostałych cerkwi dali się
namówić, równie łatwo jak ja na sam wyjazd. W kwestii terminu, to
żeby wszystkim pasowało musieliśmy wyjechać za kilka godzin. I
tak 2 listopada około 4 nad ranem w stolicy rozpoczęliśmy
roadtrip.
Podróż mijała
szybko mimo wiekowego samochodu którym się poruszaliśmy. Pierwszy
postój zrobiliśmy sobie na śniadanie i tankowanie w Krasnymstawie.
Dalej na Hrubieszów, do cerkwi z największą ilością kopuł w
Polsce. Po drodze zatrzymaliśmy się w Bończy. Mała wieś której
nie mieliśmy w planach. Naszą uwagę przykuła odnowiona cerkiew z
połowy XIX wieku. Piękna budowla, wokół cisza i spokój, w
przeciwieństwie do atmosfery panującej po drugiej stronie ulicy pod
kościołem. Następnie dojechaliśmy do wspomnianego Hrubieszowa.
Cerkiew robi pozytywne wrażenie. Cieszymy się, że jest w remoncie
i wróci do lat świetności, ale nie ma już tego klimatu, co
cerkiew w Bończy. Brak ciszy i przestrzeni, tu oprócz drzew
świątyni sąsiadują bloki z wielkiej płyty.
Bończa |
Kontynuujemy podróż
na Dołhobyczów. Po drodze przypadkowo zatrzymujemy się w
Czerniczynie pod kościołem z 1870 roku. Najpierw była to cerkiew
unicka, następnie prawosławna, zaś obecnie służy za kościół
katolicki. Z tamtego miejsca szczególnie w naszej pamięci zapadł
plakat na tablicy ogłoszeń parafialnych. „Czy Twoje sumienie jest
dla Ciebie ważne? Nie przemycaj to przestępstwo i grzech”. Po
kilku wizytach na Ukrainie i obserwacji życia codziennego
przygranicznych mieszkańców nawet mnie to nie dziwi, jedynie
przywraca wspomnienia pieszego przekraczania granicy w tłumie
mrówek.
Czerniczyn |
Dołhobyczów |
Kolejna na naszej
trasie jest dawna cerkiew w Dłużniowie. Usytuowana na wzniesieniu
pośród starych drzew. Otoczona rozsypującym się murkiem w
towarzystwie wolno-stojącej dzwonnicy. Wybudowana w 1882 roku jako
cerkiew grekokatolicka, jedna z największych i najwyższych
drewnianych cerkwi w Polsce. To pieniądze na odbudowę dotarły
nieco później, ale tabliczka informująca o trwających robotach
budowlanych daje nadzieję na rychłe zobaczenie obiektu w pełnej
okazałości.
Dłużniów |
wspomniana dzwonnica |
Za cerkwią w
Dłużniowie kończy się droga asfaltowa. Miejscowi wskazują na
kilkukilometrową drogę polną jako najbliższą do Mycowa – gdzie
znajduje się przedostatnia cerkiew na naszej drodze. Mijamy ludzi z
wieńcami i zniczami - w końcu Zaduszki. Nieco zmartwieni drogą
mocno rozjeżdżoną przez traktory, pytamy czy się da dojechać.
„Panie w zeszłym roku to nie przejechaliśmy”. My nie damy
rady? Kontynuowaliśmy w żółwim tempie, tak że zza drzew
dostrzegłem jakąś kopułę.
Przeliśmy przez pole, przeskoczyliśmy
strumień i przedarliśmy się przez kilkadziesiąt metrów lasu.
Naszym oczom ukazała się secesyjna kaplica grobowa Hulimków w
Mycowie. Położona jest malowniczo w lesie, w towarzystwie małego
cmentarza z inskrypcjami nagrobnymi wykonanymi po części cyrylicą,
po części rodzimym alfabetem. Po drodze wychodząc z tego
cmentarza, tym razem wydeptaną ścieżką, spotkaliśmy ludzi
których pytaliśmy o przejezdność drogi. Przypadkowe znalezienie
kaplicy to zdecydowanie najlepsza niespodzianka podczas całej
wycieczki.
Za zakrętem na wzniesieniu dotarliśmy do cerkwi w
Mycowie. Również z drewna, wybudowana w 1859 roku dla obrządku
grekokatolickiego. Wrażenie niemal jak z westernu sprawiają
zniszczone czasem groby na parafialnym cmentarzu, a raczej tym co z
niego pozostało.
Wreszcie docieramy
do Wyżłowa. Ze wzniesienia na której położona jest cerkiew i
cmentarz parafialny widać lśniący dach oddalonej około 2 km
cerkwi w Mycowie. Jak już wcześniej wspomniałem niestety cerkiew
została okradziona, przez co ją zamknięto. Podczas naszej wizyty
nawet jedne z drzwi były jeszcze wyłamane co pozwoliło nam zajrzeć
do zrujnowanego wnętrza.
Nie więcej niż
200-300 metrów za cerkwią przebiega granica polsko-ukraińska
wyznaczona zaoranym pasem ziemi i słupami granicznymi przy którym
robimy pamiątkowe zdjęcie.
Wyżłów |
Po drodze oglądamy jeszcze dawną
cerkiew w Chłopiatowie, w prawdzie ładna, drewniana, ale to nie to,
bo w sąsiedztwie domów i sklepu, bez wzgórza i starych drzew.
Wyjazd kończymy w
jednym z gospodarstw agroturystycznych położonym kilkadziesiąt
kilometrów na północ nad zakolami Bugu. Popijając zimne piwko
przy ognisku wspominamy miniony dzień. Ten klimat cerkwi, pewną
duchowość, czy też rodzaj magii, szczególnie pod tymi starszymi,
drewnianymi z równie wiekowymi cmentarzami, gdzie się czas
zatrzymał, albo biegnie jakoś wolniej. I ta niezmącona cisza
dochodząca z wyludnionych wsi, z których wszyscy młodzi już dawno
za pracą wyjechali, a starsi ...też odchodzą. I wszystko wskazuje
na to, że za 20 lat będzie tam jeszcze ciszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz