Drugi
dzień imprezowania i zwiedzania Rygi. Razem z Blanką – Hiszpanką
pracującą w Rydze u której miałem okazję gościć -
zjeżdżamy zewnętrzną windą z 27 piętra hotelu Radisson w
centrum miasta. Od razu wyjaśnię, że na przedostatnim piętrze
jest droga i modna knajpa Skyline z widokiem na panoramę miasta i o
ile nawet wstęp do owego wyszynku jest płatny, to windą z widokiem
można do woli jeździć za darmo.
Do
windy dosiadają się kolejne osoby w tym jedna para. Sympatyczną i
uśmiechniętą blondynkę pytam:
- Przepraszam, skąd jesteś?
- Jestem miejscowa.
- Dziwne, zapytałem, bo się uśmiechasz, a ludzie tutaj tego nie robią
- tak wiem, może dlatego, że kilka lat mieszkałam w Stanach.......
Pierwsza
rzecz na jaką zwróciłem uwagę jadąc pociągiem z Rygi do Jurmali
– gdzie mieszkała Blanka to to, że ludzie w pociągu z sobą nie
rozmawiają. Czekają na pociąg, palą, wsiadają i jest absolutna
cisza. Wszyscy smutni, zawieszeni w czasoprzestrzeni, co bardziej
rozrywkowa młodzież ma słuchawki na uszach i to w zasadzie byłby
szczyt rozrywek w komunikacji miejskiej.
Na
każde dwa wagony jest jeden konduktor, nawet w każdym wagonie jest
podpisane dla niego miejsce. Kontroler po sprawdzeniu biletu zapisuje
sobie skąd dokąd jedziesz, żeby tylko nie przejechać przystanku
na gapę! Sporym utrudnieniem dla nich byłaby swoista roszada
pasażerów, ale miejscowi tego nie robią, a turyści – jak ja -
są łatwo rozpoznawalni. I to nie tylko kwestia plecaka.
Do
tego na każdy pociąg jest kontrola ogólna, która sprawdza, czy
niżsi szczeblem koledzy których rewirem są dwa wagony, kogoś nie
pominęli. W roli kontrolerów dwuwagonowych są kobiety, zaś
pociągowych panowie. Wszyscy charakteryzują się absolutnym brakiem
humoru i języków obcych poza rosyjskim, którego z historycznych
względów niechętnie używają.
Podczas
jednego z takich przejazdów spotkaliśmy z Blanką jej znajomych –
inną Hiszpankę i jej łotewskie towarzystwo które z racji bycia
globtroterami – hipisami w kanon statystycznego Łotysza się nie
wpisywało. Zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się, każdy miał
alkohol, więc po kilku minutach było jasne, że wieczorem jedziemy
do nich na imprezę. Po chwili przyszła pani kontroler z absolutnym
brakiem humoru i zmarszczek mimicznych wskazujących na to, że
kiedykolwiek się śmiała. Zrobiła tzw. „train face” –
kamienna twarz to chyba właściwy frazeologizm w j. polskim - i po
łotewsku zaczęła się odgrażać, że to jest pociąg łotewski i
tu się śmiać się nie wolno! Poznani Łotysze przetłumaczyli o co
chodzi, wybuchł śmiech. Ona dalej z „train face” - nawet złości
nie było znać - powtarzała jak katarynka to samo. Kulminacją
wypadków w pociągu było, gdy o pomoc zwruciła się do kontroli
ogólnopociągowej. Panowie również poinstruowali nas, że w
łotewskich pociągach śmiech i rozmowy są zabronione, a spożywanie
alkoholu podlega poważnym konsekwencjom prawnym. Jeszcze większy
wybuch śmiechu został skomentowany z kamiennym wyrazem twarzy i bez
żadnych emocji tym, że jesteśmy na niższym poziomie
intelektualnym i kulturowym. To jest definicja „train face”!
Najlepiej zobaczyć na własne oczy.
Nie
wiem skąd u Łotyszów takie poczucie humoru.
Za to
nie od dziś wiadomo, że za Rosjanami nie przepadają, a jest ich
tam całkiem sporo, bo prawie 27 % społeczeństwa, tj. nieco ponad
pół miliona. Towarzysze ze wschodu nie asymilują się, raczej nie
uczą j. łotewskiego i po prostu tam żyją, bo zostali po ZSRR.
Zeszłoroczne referendum doskonale pokazuje jak bardzo Łotysze
pragną obecności Rosjan. 25 % społeczeństwa odpowiedziało się
za uznaniem języka rosyjskiego za urzędowy. Widać „za”
głosowali sami Rosjanie, i to nie wszyscy.
No nie
do końca – a szkoda, bo to mogła być dobra puenta - przecież
tylko pełnoletni uprawnieni byli do głosowania. Choć to i tak nie
zmienia ogólnego obrazu relacji Łotysze – Rosjanie.
Na
miejscu usłyszałem od innych obcokrajowców anegdotę o Łotyszach.
- Damian, wiesz dlaczego Łotysze na ulicy się do siebie nie uśmiechają?
- Nie wiem.
- Bo, jakby to robili to przez przypadek mogliby uśmiechać się do Rosjanina.
Ryga,
piękne miasto z ciekawą historią i architekturą, ale o tym jest w
każdym przewodniku i książce do historii.
targ rybny, niby nic niezwykłego, a suszone ryby jak kwiatki w wazonie |
Pomnik Wolności - ciekawa historia budowy i symbolika (warto przeczytać o tym przed wizytą) |
Dom Bractwa Czarnogłowych - niestety to rekonstrukcja, bo oryginał nie przetrwał wojny |
Uliczki ryskie - idealna scenografia do filmów kostiumowych |
bardzo wiekowa knajpa - ceny są równie wysokie jak wiek |
Trzej Bracia - sztandarowy punkt wycieczek - po prawej najstarszy budynek mieszkalny w Rydze (XV w.); pozostali bracia są z XVII wieku, obecnie mieści się tu Muzeum Architektury Łotwy. | ) |
Blanka - wspomniana w poście koleżanka |
27 piętro hotelu Radisson - nawet Pałac Kultury i Nauki widać :) - z dotychczas oglądanych darów narodu radzieckiego dla bratnich towarzyszy, ten w Warszawie wypada najlepiej |
P.S.
Dom kotów specjalnie pominąłem.
Dom kotów specjalnie pominąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz