niedziela, 2 czerwca 2013

Prom - miasto na wodzie

Drogę z Tallina do Helsinek zdecydowałem pokonać promem. W sumie była to najtańsza opcja. A że dotychczas nie płynąłem promem pełnomorskim to wybór wydawał się oczywisty. Bilet kosztował 28 euro, a po wmówieniu kasjerce, że jestem studentem i mam nie więcej niż 26 lat całe 5 euro mniej. 
mój kurs

zapowiedziany na tablicy prom Finlandia linii Eckero

Po przybyciu do Tallina pierwsze co zobaczyłem – poza wieżą telewizyjną – to flota promów przyklejonych do terminali. Tir którym przyjechałem z Rygi miał się właśnie okrętować na prom do Helsinek. Ogromne, żelazne bryły. Jak się potem okazało jakieś 25 metrów szerokości, 160 metrów długości i 9 pokładów. Tir za tirem wjeżdżają na pokład, jeden za drugim, gdzie to się mieści?! Pełne zrozumienie przyszło kolejnego wieczoru kiedy przyszedł czas na mój boarding. Jestem na miejscu w terminalu pasażerskim 2 godziny przed wypłynięciem z portu. Po drodze mijałem kolejkę dla tirów i samochodów osobowych. O ile pierwsza mnie nie dziwi, to ta druga jest dość specyficzna. Głównie Volvo, Saaby, ale i inne skandynawskie, zwłaszcza z nadwoziem combi, zapakowane po dach alkoholem, mięsem i słodyczami. 


Port jest wypełniony knajpami, sklepami i marketami specjalnie dla Finów. Tam znajdują 3 razy tańsze żarcie i picie niż u siebie w kraju. W terminalu pasażerskim analogiczna sytuacja. Ludzie z torbami, plecakami i wózkami na zakupy – takie wózeczki z dwoma kółkami z jakimi w Polsce starsze panie zwykły chodzić na bazar. Wszystko załadowane wódą i piwem. Na miejscu dowiedziałem, że to się nazywa „Tallin trip” - popłynąć, najeść się, napić i wrócić z zapasami na kolejny tydzień lub dwa. Wszystko przypomina ruch graniczny między Ukrainą, a Polską. Różnica jest taka, że nie jest to źródło dochodu tych ludzi, a sam proceder na tą skalę jest legalny. Zresztą Finowie są bardzo prawowici. Raczej nie byłem w wielu miejscach w których czół bym się tak bezpiecznie.
Wracając do samych promów. Pierwsze trzy pokłady zajmują tiry, kolejne dwa osobówki. Na szóstym jest supermarket, a na kolejnych dwóch kabiny pasażerskie. Ósmy pokład to jedno wielkie centrum rozrywki. Kluby z muzyką disco, knajpy, bary, kasyna, scena z muzyką na żywo, gdzie przez 2,5 godziny trwania rejsu cały czas zmieniają się wykonawcy, a publiczność w średnim wieku 40 – 50 lat szaleje na dancefloorze przy fińskich odpowiednikach Krzysztofa Krawczyka albo Ireny Santor. Wokół chodzą kelnerki, podają drinki i piwo. Ceny jak dla mnie zawrotne. Dla Finów jest tanio. Już w połowie rejsu niemal wszyscy dobrze wcięci. 
danceflour - jak widać jeszcze przez odbiciem odportu

w Finlandii takie automaty są wszędzie, na promie oprócz kasyna znaleźć je można w każdym wolnym miejscu
Może to nie prom do Szwecji, ale skojarzenie było jednoznaczne: "już na promie drinki i żarcie za darmo i non stop......"
W jednym z wygodnych foteli na kilkanaście minut przycinam drzemkę. Budzi mnie jakiś metaliczny, głuchy podźwięk. Budzę się i widzę kobietę koło 60-tki leżącą na ziemi, trzymającą się za głowę, a obok wywrócony metalowy kosz słusznych gabarytów. Mimo że miałem jakieś 15 metrów do miejsca w którym leżała, a sam byłem dość ospały i się nie śpieszyłem, to nikt przede mną do niej nie podszedł. Zapytałem czy wszystko dobrze, pomogłem wstać i tyle. Owa pani wywróciła się, bo była okrutnie napierdolona. Na promie w ogóle nie bujało, po prostu przegrała z grawitacją. Po wszystkim zastanawiałem się tylko, czy ja jej pomogłem, bo nie widziałem w odróżnieniu od pozostałych jaka jest pijana, czy tam taka znieczulica panuje. Po tygodniowej autopsji w Finlandii okazało się, że druga opcja jest bardziej trafna. W każdym razie po chwili starsza pani podeszła i podziękowała mi, a następnie ruszyła do baru po kolejnego drinka.
Jest jeszcze dziewiąty pokład, tzw. sundeck, poza walorami widokowymi i barem w miesiącach letnich funkcjonuje tam basem. Większa powierzchnia tego pokładu jest osłonięta szybami, poza nimi piździ niemiłosiernie!
Co do widoków z promu to dość spektakularnie – na tyle by zrobić zdjęcie – wygląda minięcie z innym promem, niewielkie wysepki u brzegu Helsinek z małymi fińskim, drewnianymi, czerwonymi domkami i saunami nieopodal, oraz manewr zawijania do portu w Helsinkach.



Jako puentę promowej podróży dodam fakt, iż pierwszą istotą z jaką miałem kontakt po wyjściu na ląd w krainie Muminków był słowacki cygan próbujący sprzedać mi lornetkę. Bo są rzeczy, które nigdy i nigdzie się nie zmienią...